niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 2

Remek
   Niezbyt szczęśliwy wszedłem do pokoju, ciągnąc za sobą czarną walizkę. Wszystko było tak, jak być powinno. Było łóżko, nad nim półka, naprzeciwko niego biurko oraz krzesło z zamszowym obiciem, a nad nim mały telewizor. Westchnąłem, bo szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś więcej. Nie wiem właściwie czego. Po prostu w większości hotelów, w których bywałem, atmosfera w pokojach była inna. Jednak przypominając sobie o tym, co najważniejsze, w mgnieniu oka znalazłem się przy walizce, otwierając ją. Kiedy tylko to zrobiłem, uśmiechnąłem się sam do siebie, chcąc zaraz wybuchnąć ze śmiechu, spowodowanego swoją własną głupotą. No bo jak, cholerna jasna mogłem pomylić własną, strasznie z resztą dla mnie ważną walizkę, z torbą jakieś lafiryndy, która zapewne przyjechała tutaj załatwić sobie faceta na jedną noc.
- Kurwa mać... - westchnąłem, kiedy jednocześnie do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. W progu stała wysoka blondynka ubrana w czarną bluzkę z dość ciekawym nadrukiem i szorty w takim samym kolorze.
- A ja Pola. Miło mi. - fuknęła na wejściu. Najwyraźniej usłyszała to, co powiedziałem. Nadal klęczałem przy walizce, przez co dziewczyna mogła pomyśleć, że ją ignoruję. Chcąc tego uniknąć, podszedłem do niej, opierając się o framugę.
- Remek, jeżeli już musisz wiedzieć. - mruknąłem pod nosem.
- A to, moja droga panno jest chyba moje. - mówiąc to spróbowałem wyrwać dziewczynie z ręki to, co moje, jednak automatycznie jej ucisk się wzmocnił.
- Czy mogła byś mi to łaskawie oddać? - zapytałem wyraźnie akcentując każde słowo, gdyż w pewnej chwili nie byłem pewny, czy dziewczyna na pewno mnie rozumie. Uniosła brew, jak by na coś czekała. I wtedy mnie oświeciło. Uniosłem palec do góry, chcąc ją poinformować, że wiem o co jej chodzi. W odpowiedzi Pola kiwnęła twierdząco głową. Po chwili stałem już przy niej z jej własnością. Rękę, w której trzymałem walizkę, wyciągnąłem w stronę dziewczyny tak, aby mogła swobodnie odebrać ode mnie torbę.
- Proszę bardzo. - przysunęła do mnie to, co należało do mnie i odebrała ode mnie swoją własność. Zaciskając rękę na rączce swoje walizki uśmiechnęła się do mnie, jak by chciała wyrazić wdzięczność. Nurtowało mnie tylko pytanie: za co? Przecież, jak by nie było, to ona zapewne poszła do recepcji, natrudziła się, aby dowiedzieć się, w którym pokoju przebywam i zmarnowała swoje piękne, młode nogi, aby stawić się przed moim pokojem.
- Nie musisz dziękować. - prychnęła z arogancją, jednocześnie przewracając oczyma i chcąc zamknąć drzwi. Ja jednak włożyłem między nie, a ścianę nogę, toteż uniemożliwiłem jej to, co chciała zrobić.
- Czego jeszcze chcesz? - oparła ręce na biodrach.
- Daj mi telefon. - odpowiedziałem na zadane wcześniej pytanie, traktując tę odpowiedź jak najnormalniejszą na świecie. Dziewczyna uniosła pytająco brew i parsknęła ironicznym śmiechem. Pstryknęła palcami zaraz przed moją twarzą, jak by chciała sprawdzić, czy jestem do końca normalny.
- I jeszcze czego? - zapytała z nutką kpiny w głosie. Za kogo ona się niby uważa, do cholery? Z chęcią wymierzyłbym jej teraz cios. W cokolwiek.
- Telefonu dzi...dziewczynko. - parsknąłem spokojnie. Miałem nadzieje, że Pola nie zrozumie, co rzeczywiście chciałem powiedzieć, jednak zawiodłem się, gdyż po chwili na moim policzku był już ślad po jej ręce.

Pola
   Dziwko? Serio? Na więcej cię nie stać? W mojej głowie kłębiły się myśli na temat chłopaka przed którym stałam. Z transu wyrwało mnie dopiero jego głębokie westchnienie, dzięki któremu moje policzki momentalnie stały się czerwone. Opuściłam głowę, pozwalając kaskadom blond włosów zmienić się w ścianę, oddzielającą nasze twarze. Po chwili usłyszałam skrzypienie, a następnie trzask zamykanych przede mną drzwi. Momentalnie przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, który wzmógł we mnie dopiero co zapoczątkowaną nienawiść do Remigiusza. Jednocześnie poczułam impuls, który nie dawał mi spokoju. Czułam, że razem z krwinkami przez moje żyły przepływa przeczucie, że spotkam się jeszcze z chłopakiem, co napawało mnie nie tyle odczuwaną przed momentem nienawiścią, co zwykłym przerażeniem.
   Warknęłam niezadowolona, uświadamiając sobie, że drzwi do pokoju nie można otworzyć od wewnątrz. Chwilę potem zapukałam dość donośnie, alarmując Asię, że natychmiast ma wpuścić mnie do środka. Pierwsze dwie minuty minęły bez odzewu ze strony dziewczyny, toteż zaczęłam się denerwować.
- Aśka, nie wygłupiaj się. - pisnęłam przestraszona w stronę drzwi. Kolejne kilka minut także minęło bez chociażby słowa wypowiedzianego miękkim, aczkolwiek pełnym entuzjazmu głosem brunetki. Zdesperowana kopnęłam w drzwi. Kiedy nie usłyszałam żadnego odzewu, udzieliłam się do bardziej drastycznych kroków. Musiałam iść na recepcję.
- Przepraszam, ale nie mogę wejść do pokoju, podejrzewam, że kluczyk zatrzasnął się w środku. - mruknęłam coś po angielsku, modląc się w duchu aby jasnowłosa recepcjonistka mnie zrozumiałą. W odpowiedzi kiwnęła twierdząco głową i bez słowa wyjaśnienia udała się na zaplecze. Kiedy tylko ją ujrzałam, wyłaniającą się zza drewnianych drzwi prowadzących do czeluści miejsca, gdzie zapewne trzymane są ręczniki pościele i inne tego typu rzeczy, skarciłam ją za pomocą wzroku, gdyż w pewnej chwili zaczynałam myśleć, że zwyczajnie mnie zignorowała. Kobieta w języku angielskim wytłumaczyła mi, że na piętrze, na którym znajdował się mój pokój znajdę pokojówkę, która na pewno mi z chęcią pomoże, toteż mam zwrócić się do niej. Pomachałam głową uśmiechając się promiennie i - biorąc z niej przykład - skierowałam się bez słowa w stronę stalowych drzwi windy. Kiedy tylko metalowe drzwi się rozstąpiły, moim oczom ukazała się starsza pani, z trochę pomarszczoną twarzą i kruczoczarnymi włosami spiętymi w koka. Jednak jej spojrzenie było tak ciepłe, że byłam pewna, iż w każdej chwili mogła bym podejść do kobiety i z nią porozmawiać. Jednak fakt, że muszę zrobić to w tej chwili spowodował u mnie niemałe przerażenie, jednakże w odpowiedzi na wyzwanie ze strony swojej psychiki zacisnęłam pięści i podeszłam do kobiety, majstrującej coś akurat przy wózku, niemalże po brzegi wypełnionym różnymi płynami czyszczącymi. 
- Przepraszam, czy mogła by pani otworzyć pokój numer 148? - wymamrotałam niepewnym angielskim, aczkolwiek dzięki temu zyskałam to, o co mi chodziło. Kobieta - choć już w podeszłym wieku - musiała dobrze znać ten język - inaczej nie zrozumiała by mojego bełkotu. Jeszcze nie zdążyłam skończyć, a ona ciepło się do mnie uśmiechnęła i zaczęła szukać klucza. Kiedy już go znalazła, chwiejnym krokiem zaczęła dreptać w stronę pokoju, a mi dała znak ręką, jak by najpierw sprawdzała, czy nic nie stoi nam na drodze.
  Kobieta przekręciła klucz z zamku, po czym zaimpregnowane drzwi, którym owy impregnat zdecydowanie odebrał urok, uchyliły się ze skrzypieniem. W pewnym momencie pomyślałam, że do otwarcia drzwi nie był potrzebny klucz, a kobieta posłużyła się tylko siłą umysłu, przez co przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. Dokładnie taki sam, jak przy oglądaniu horrorów.
- Proszę bardzo panieneczko. - zachrypiała kobieta, po czym odeszła do swojego wózka, który nietknięty czekał na nią spokojnie przy windzie. Najwyraźniej nie miała już więcej czasu. Jednym spojrzeniem skontrolowałam całe pomieszczenie, aczkolwiek nie dało to odpowiedniego rezultatu, gdyż moje oczy nie zauważyły wysokiej brunetki ubranej w białe szorty i błękitną, luźną bluzkę na dość szerokich ramiączkach. Ujrzały za to kartkę papieru, której wcześniej nie zauważyły.

Mordki moje drogie! Przepraszam, w końcu mam za co. Cały tydzień nie było rozdziału, ale na sprawdziany z matematyki trzeba się w końcu uczyć -_- W każdym razie, od razu informuję że nie ma mnie 18-22 maja, więc nie spodziewajcie się rozdziałów w tym czasie. Ten też nie jest co prawda jakieś świetnej jakości, ale mam nadzieję, że miło będzie się wam to czytać. Od razu także podziękuje za 6 komentarzy pod poprzednim rozdziałem (nie liczę swojego), 365 wyświetleń (na tę chwilę) i 1 obserwatora. Zapraszam także serdecznie na mojego Aska na którym możecie mi zadawać pytania dot. wszystkiego :*
Dzisiejsze szczęśliwe liczby to:
6   365   1 

3 komentarze = Rozdział 3

2 komentarze: